HargeonAkane ResortHosenkaMagnoliaWschodni LasOshibanaOnibusCloverOakEraScaterCrocusArtailShirotsumeHakobeZoriPółnocne PustkowiaCalthaLuteaRuinyInne Tereny ZachodnieGalunaTenrouPozostałe KrajeMorza i Oceany
I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
FAIRY TAIL PATH MAGICIAN
Klasztor Zori - Page 2




 

Share
 

 Klasztor Zori

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3 ... 8 ... 15  Next
AutorWiadomość
Jo


Jo


Liczba postów : 5542
Dołączył/a : 29/08/2012
Skąd : Poznań

Klasztor Zori - Page 2 Empty
PisanieTemat: Klasztor Zori   Klasztor Zori - Page 2 EmptyWto Lis 20 2012, 13:46

First topic message reminder :

MG

Porywisty i zimny wiatr targał gołymi już i słabymi drzewkami na wszystkie strony. Nieliczne stojące jeszcze jebane tybetańskie drzewka iglaste, kołysały się w takt muzyki, którą grał wiatr razem z drewnianymi okiennicami klasztoru. W każdym oknie paliło się światło, była to bowiem pora modłów i przy samotnym blasku świecy, mnisi odbywali medytacji. W jednym z okien klasztoru, jednak świeczka się nie paliła. I tylko naprawdę bystry obserwator mógł dostrzec na tle ciemnej szyby, oświetlanej jedynie blaskiem księżyca, pomarszczoną twarz mężczyzny. Wpatrywał się on w księżyc, stojący teraz w pełni i widocznie nad czymś rozmyślał. Przejechał dłonią po swojej łysej głowie i spuścił wzrok na dól, patrząc na wewnętrzny dziedziniec klasztoru, wzdychając powoli. To jego potomkowie stworzyli to miejsce, przed trzema stuleciami. Było idealne, na szczycie wielkiego, trudno dostępnego płaskowyżu. Z prawej i lewej strony, a także na tyłach klasztoru, znajdowała się jedynie pustka, bowiem tu stroma skarpa kończyła się. Gdyby ktoś próbował zaś wejść tamtędy do klasztoru, musiałby pokonać 250m oblodzony odcinek, prawie całkowicie płaskiej ściany. Nieliczne kamienie mogły służyć za podpórkę dla ręki czy nogi, ale nigdzie nie było miejsca na to by usiąść. A lód pokrywający ścianę płaskowyżu, tylko utrudniał wspinaczkę, czyniąc klasztor niezdobytym z właściwie trzech stron świata. Jedynie zachód, przednia strona klasztoru, była dostępna dla ludzi. Mimo to i ta droga była rzadko używana. Niebezpieczna i zawiła wiodła przez las i stromą ścieżką wzdłuż bocznej ściany, sąsiedniej góry. Dróżka prowadziła do małej wioski u podnóża góry. Jedynego kontaktu między światem zewnętrznym a mnichami. Tak więc klasztor który tu zbudowano, był prawdziwą twierdzą. Na dodatek owa ścieżka była tak wąska, że mieściła ino dwóch mnichów naraz. Sam klasztor, otoczony był murem kamiennym wysokości 3m, brama zaś całkowicie drewniana, otwarta była tylko między 06:00 a 18:00. Kto znalazł się na terenie klasztoru po tej godzinie, do rana wyjść nie mógł i na odwrót. Jeśli mnichowie nie wrócili przed 18:00 to noc, spędzali na dworze. Główny budynek znajdował się na malutkim wzniesieniu, był to jedno piętrowy budynek, o planie kwadratu, zajmujący 3/4 powierzchni klasztoru, leżący w samym jego centrum. A w centrum głównego budynku, znajdowała się 17m wieża. Dookoła głównego budynku były poustawiane budynki takie jak kapliczka, stajnia, kuchnia, stołówka czy malutki szpitalik. Budynków było znacznie więcej i rozsiane były oczywiście po całym terenie klasztoru. Na to wszystko dumnie patrzyła postać z okna, w wieży. Dumnie a zarazem z dozą zmartwienia i nostalgii. Według proroctwa już dziś mają potoczyć się losy klasztoru. Starzec nie wiedział nic więcej, tylko tyle że zdarzy się coś wyjątkowego. Czy to będzie zbawienie? A może przekleństwo? Przeżegnał się i pomodlił do buddy o łaskawość, po czym udał na spoczynek, po raz ostatni obrzucając czujnym wzrokiem, dzieło swych przodków.

Na temat misji dostaliście nie wiele informacji. Ot udać się do wioski na dalekiej północy. Do karczmy pod płetwą Narwala. To też nie mając zresztą większego wyboru, uczyniliście. Karczma nie była zbyt gustowna, ba wydawała się nieco... niechlujna. Ale co się dziwić, na tak dalekiej północy goście inni niż mnichowie z pobliskiego klasztoru, byli dość dziwnym i niecodziennym widokiem, a karczma nie była przystosowana do takich rzeczy. Karczmarz modlił się tylko w duchu, byście nie zabawili tu długo. Bowiem skromne zaopatrzenie jego piwnicy, może bardzo szybko stopnieć z szóstką nowych wędrowców. Siedzieliście więc w karczmie, przysłuchując się miarowemu dźwiękowi, jaki wydawała z siebie polerowana przez karczmarza szklanka i czekaliście. Nie trwało to długo, po około godzinie od przybycia ostatniego z was, pojawiła się siódma osoba, dość mizernej postury starzec, odziany w czarnego koloru togę, jakby zimno panujące na zewnątrz, nic dla niego nie znaczyło. Posiadał tylko jedno oko, drugi oczodół ział pustką a staruszek wcale tego nie ukrywał, ba pokazywał to jak gdyby chełpiąc się odniesioną niegdyś raną. Obrzucił on waszą szóstkę, notabene jedynych ludzi w karczmie, nie licząc samego karczmarza, po czym zajął miejsce przy największym stoliku, opierając laskę obok krzesła. Nawet karczmarz na chwilę przestał polerować szklankę, przypatrując się jegomościowi, który wyjął zza pazuchy fajkę i zapalił, używając zapewne magii, gdyż nie zauważyliście by wyciągnął cokolwiek co by mu ów fajkę zapalić pozwoliło. Karczmarz widząc to przeżegnał się szybko i wrócił do polerowania szklanki, jak widać magia w tych stronach nie była widokiem codziennym. Staruszek zaś zaciągnął się dymem z fajki i powoli, bez pośpiechu wypuścił dym z ust.
-Usiądźcie dzieci... nie mam wiele czasu więc streszczajmy się.- Powiedział spokojnie i oparł ramiona na stole, patrząc na was wszystkich uważnie-Każdy z was zapoznał się z tematem misji, inaczej by was tu nie było. Mam to gdzieś czy będziecie współpracować, konkurować czy co tam jeszcze wymyślicie. Ja chce informacji, wy pieniędzy. Prosty interes, lecz jeśli macie jakiekolwiek pytania, to tylko po to tutaj jestem. Jeśli będę mógł...- Tu na chwilę zawiesił, patrząc na każdego z was po kolei, przy czym na dłużej wzrok zawiesił na Makbecie-I oczywiście chciał, to wam odpowiedzi udzielę. Klasztor znajduje się na płaskowyżu leżącym 400m za górą Lup leżącą oczywiście obok wioski. Możecie pójść szlakiem, albo zrobić co tam chcecie, jak mówiłem nie obchodzi mnie to.- Powiedział co miał powiedzieć i skończył milknąc na chwilę, by znów zaciągnąć się dymem z fajki-Więc, macie jakieś pytania?- Spytał już spokojnie, patrząc teraz tylko na Nanayę.


Ostatnio zmieniony przez Don Vito Ferliczkoni dnia Wto Lis 20 2012, 17:29, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
https://ftpm.forumpolish.com/t4013-to-cos-od-pd-jo#79641 https://ftpm.forumpolish.com/t3795-joseph https://ftpm.forumpolish.com/t4016-karta-zdrowia-jo#79647

AutorWiadomość
Sethor Fiberos




Liczba postów : 289
Dołączył/a : 17/11/2012
Skąd : Poznań

Klasztor Zori - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Klasztor Zori   Klasztor Zori - Page 2 EmptyPią Lis 30 2012, 17:08

Seth obudził się około południa. Złorzeczył na hałasujących na dole towarzyszy, choć sam zaspał znacząco. Gdy sprawdził godzinę zrobiło mu się trochę głupio, lecz nie zamierzał się z tego powodu smucić. Mieli wprawdzie niewiele czasu na wyciągnięcie od mnichów informacji, jednak jeśli uda im się dojść w mniej niż pełne 2 dni, Seth będzie zadowolony. Północne tereny wyglądały pięknie, gdy biała, puchowa powłoka, wciąż pogrubiana przez obfite śniegowe opady. Może i magiczne kulki Nanayi poprawiały widoczność, lecz mogły mieć one zgubny efekt dla receptorów wzrokowych magów. Na dłuższą metę bowiem, oczy zaczynały się mrużyć od jaskrawego światła. Mag, imieniem Makbet, przygotował dla nich rakiety śnieżne, dzięki czemmu stawianie kroków było znacznie ułatwione. Seth był im obu wdzięczny, choć wiedział że i bez tych udogodnień doszedłby do klasztoru. Po prostu trwałoby to dłużej i było po stokroć bardziej niebezpieczne.
Podróż jednak nie przebiegła jednak bez zakłóceń. Na drodze magów stanęły bowiem wilki. Kilka sztuk, raptem sześć, jednak nie podeszły z jednej strony. Seth miał połowę z nich przed sobą i połowę za sobą. Jednak coś tu nie grało. W karczmie było ich sześciu, plus starzec, a teraz świeciło się jedynie 5 kul.
-Ups, chyba kogoś zgubiliśmy- pomyślał, zdając sobie sprawę z tego, że zwierzątka miały nad nimi przewagę liczebną o jednego osobnika.
-Zabijmy je szybko, nie możemy dać im się okrążyć- powiedział mag, odwracając się do wilków z tyłu. Wyciągnął z pochwy, umieszczonej na lewej stronie pasa, katanę i stanął w pozycji do ataku, z ostrzem skierowanym do przodu. Oczywiście jako specjalista w defensywie, Seth nie zapomniał o wszelakich środkach ostrożności, jak zabezpieczenie tyłu, czy pozycja, umożliwiająca szybkie przejście do defensywy, gdyby wilki oszalały i rzuciły się na niego w większej ilości, niż jeden. Kogoś czekała walka jeden na dwóch, o ile zabicie wilka można nazwać walką.

Powrót do góry Go down
https://ftpm.forumpolish.com/t364-lokata-sethora https://ftpm.forumpolish.com/t356-sethor-fiberos https://ftpm.forumpolish.com/t678-sethor-i-jego-pierdolki
Finn


Finn


Liczba postów : 4279
Dołączył/a : 17/11/2012

Klasztor Zori - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Klasztor Zori   Klasztor Zori - Page 2 EmptyNie Gru 02 2012, 14:21

Przeciągnął się, ziewając dosyć mocno. Wstał zaspany po czym upewnił się, że jego ubrania nie wygniotły się za bardzo, czy coś. Jak ubrał się, zignorował swoją fryzurę i zszedł na dół by zauważyć... E? O co chodzi?! Przecież jest... - myślał sobie, aż jego spojrzenie natrafiło na zegar.
- Co już południe?! - zakrzyknął, nagle dostając motywacji do przygotowań. No... dalszy ciąg chyba jest znany. Lina... Rakiety śnieżne i takie tam oraz wybycie w trasę stosunkowo szybkim tempem.
*specjalny opis krajobrazu bo tamten był za krótki*
Wybyli z tej rudery mającej być restauracją chyba. No na takie warunki i dla takiej ilości mieszkańców to chyba się nadawała... Początkowo trasa nie była taka ciężka. W końcu opuszczali w miarę zabudowany teren. Kogo tu oszukiwać. Śniegu po kolana, jeśli nie wyżej, a śnieżyca też dawała się we znaki. Jakby tego było mało to co?! Najgorsze musiało być przed nimi. Weszli na jakąś wąską, oblodzoną ścieżkę. Po prostu zajebiście... - przebiegło przez myśli, gdy po raz kolejny, ale tym razem musiał wpaść na kogoś. A jakżeby inaczej?! Trasa była po prostu okropna, jakby wiodła do samego piekła, tyle że zamiast prowadzić w dół, prowadziła lekko pod górkę w kierunku klasztoru.
- Też se miejsce wybrali... - prychnął pogardliwie pod nosem, po czym kichnął. No pięknie jeszcze przeziębienia tylko brakowało. Przynajmniej widoki były niczego sobie. Majestatycznie rozciągające się połacie leśne. Wysokie, urwiste przepaście. No tak przynajmniej większość wyglądała w oczach wyobraźni nastolatka, teraz przyślepianych lekko przez świetliste kule Nanayi. Cudowna zimowa kraina, w której może i fajne by się żyło, gdyby nie ten chłód. Aż go ciarki przeszły, jak tylko porwisty wiatr dosięgnął jego twarzy. Nie pozwalał nawet pomyśleć o ciepłym przytulnym mieszkanku, a zewsząd otaczający ich śnieg, blokował jakiekolwiek większe rozeznanie w terenie.
Ale... Wróćmy do obecnej chwili... Blondasek szedł sobie i szedł, a raczej należy powiedzieć, że starał się nie utonąć w bezkresnej bieli sypiącej z nieba, jak i tej, która pokrywała mu łydki i kolana. No więc brnął tak przez śnieżne zaspy, aż tu nagle wpadł na kogoś, odbijając się od tej osoby i kończąc swoją podróż na miękkim, jasnym puchu wytworzonym przez matkę naturę.
- Co się..? - nie musiał kończyć, bo po chwili dane mu było ujrzeć grupkę wilków. 5 może 6... Nie mógł dokładnie stwierdzić.
- Chyba weszliśmy na ich teren... - zaśmiał się nerwowo wstając z zaspy. Rozejrzał się, ale zauważył, że niektórzy już ruszyli do walki z niewinnymi stworkami.
- Eh... Nie ma innego wyjścia? - spytał pozostałych, ale to pytanie było raczej retoryczne. Sięgnął do plecaka, z którego na w razie co wyjął swój nóż.
- Pfff... Open up, Gate of the Twins, Gemini! - sięgnął po klucz przyzywając swoje duchy, jeśli MG nie zabroni. W końcu zależy im na czasie...
- Spróbujcie odwrócić uwagę wilków... Nie wiem... Zmieńcie się chociażby w... Niego! - powiedziawszy to, skinął głową na Makbeta, jeśli się nie uda w Makbeta to w pierwszą lepszą osobę właściwie, czyli ostatecznie pozostaje sam Finny lub też odwracanie po prostu uwagi wilków samymi sobą. - Spróbuję dostać się jakoś do klasztoru. Może oni nam pomogą? - dodał po chwili i ruszył na przód. Postanowił skorzystać z tego, że Makbet i Sethor ruszyli na wilki z przodu, po czym ich wyminąć. Dzięki umiejętności sprintera powinien pokonać tę trasę nieco szybciej, jednak ciągle stara się zachować jak największą ostrożność, ażeby się nie wywalić czy coś. Cały czas trzymał na wszelki wypadek nóż w dłoni, gdyby przyszło mu się jakoś bronić przed wilkiem.
Jeśli uda się dostać jakoś te 400m do bram klasztoru to puka w nie, czy co tam się robi w takich klasztorach... Dzwoni dzwonkiem? Drze się jak dziecko na podwórku, któremu nie chce się iść? W każdym bądź razie robi wszystko, aby mnisi zareagowali i jakoś im pomogli no i oczywiście potem wpuścili...
Powrót do góry Go down
https://ftpm.forumpolish.com/t366-depozyt-finniana-jerome https://ftpm.forumpolish.com/t350-finnian-jerome https://ftpm.forumpolish.com/t432-o-wszystkim-i-o-niczym-co-sie-finniego-tyczy#4423
Yoshimaru


Yoshimaru


Liczba postów : 31
Dołączył/a : 24/10/2012
Skąd : Księżyc >D

Klasztor Zori - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Klasztor Zori   Klasztor Zori - Page 2 EmptyNie Gru 02 2012, 16:18

Yoshi obudził się o tej samej porze co inni. Ot co sugerując sam ranek, ponieważ nawet tak późna godzina dla niego późną godziną nie była. Przeciągnął swoje długie ciało i wstając lewą stroną zszedł z tego czegoś co łóżkiem nazwać nie można było. Twarde jak cholera, już nie wspominając o braku doskonałej poduszki pod jego piękne i długie włosy !

Dobra, pomijając wszystkie szczegóły i nie zagłębiając się w tajniki jego nocy, co robił jak i w jakiej pozycji, chłopak zszedł wabnym krokiem na dół do głównej Sali. Tam już znajdowali się wszyscy, tak praktycznie mogło by się wydawać. Po co komu liczyć jeszcze osoby, reszta gotowa, Yoshimaru w piżamce. Piżama oczywiście była tylko formalnością, ponieważ jak reszta tutaj nosił praktycznie ciągle te same ciuchy, które pełniły funkcje stroju do boju, piżamę no i innych rzeczy. Kto normalny jeszcze ze sobą będzie walizkę nosił.

- Kolejny dobry dzień dla księżycowca! – Rzekł do siebie w myślach, po czym ruszyli przez te gęste kłęby śniegu. Już po godzinie jego słowa znacznie uległy zmianie, teraz klął pod siebie z powodu tego prostego bólu. Oślepiające, może co nie tyle co bardzo rażące światło ze strony Nanayi do tego dochodzący blask z pod spodu, lekka wichura, wiatr i wszędzie tylko lód i śnieg. To nie są klimaty dla normalnego człowieka. Jedynie chociaż pocieszał go fakt, że jest biało, to jest jeden z kolorów które tak bardzo lubi, like a moon.

- Zimno, zimno … - Dokładny opis sytuacji panującej po długim czasie drogi był ciężki do opisania, lecz postaram się go skrócić. Czas upływał niemiłosiernie, byli już spóźnieni, racjonalnie patrząc do czasu, który już dawno powinni przemierzyć. Zaspali to po pierwsze, teraz jeszcze nawet im się nie śpieszy.. ciekawe tylko czy zmuszeni będą do zostania pod bramą na noc, jak nie to najwyżej się włamią. Dobra, co do opisu… ogólno kształt to sam mróz, włosy Yoshiego były pokryte lodem, jakby zamarzł tłuszcz na nich. Warunków wczorajszych do umycia ich nie miał, więc trochę się przy szroniły. Noc zaczerwieniał, zresztą tak samo jak i policzki, praktycznie odmrożone. Oczy zamglone, rzęsy pokryte okruszkami płatków śniegu. Ręce styczne z tułowiem, podtrzymując ciepło. Idąc nogi blisko siebie by nie stawiać za dużych kroków i trzymać tą sferę.

Maszerowali, całą grupką… nie ! chwilka kogoś brakowało. Dopiero teraz uświadomił to sobie chłopak u którego tak często widać problemy z pamięcią. Może to i takie nie trudne, lecz ten jednak coś zapamiętał z wczorajszego dnia. Była o jedna osoba więcej. Rozejrzał się do okoła na miny pozostałych. U nikogo nie widać było zmartwienia, no chyba, że o siebie samego. Skoro i tak to Yoshimaru postanowił pozostawić to czeluści zapomnieniu. Sam nie będzie się martwił o jedną zagubioną osobę. Miał jedynie nadzieję, że się nie zgubi i wszystko będzie z nią w porządku.

Wszystkie szczegóły ujmując, w pewnym momencie pojawiły się przed nimi trzy bestie. Yoshi obejrzał się do siebie, słysząc lekkie warknięcie, a tam także znajdowały się trzy wilki. Czyli zostali otoczeni, wbrew słów jednego ze swoich towarzyszy. Trzeba było ich szybko pokonać, ponieważ już we znaki dał się klasztor, dostrzec go można było. Kto pierwszy ten lepszy, nie można było próżnować. Pobyt za długo na mrozie nie przyniesie ze sobą korzyści tak jak długa walka. Wilki to co innego, one są już przystosowane do takiego życia. Wykorzystają to, nie można dać się omamić. Dobra pierwszy ruch należy do nas.

Pierwsza osoba zaatakowała, potem za nią tuż druga. A co zrobiła trzecia ? Spierdoli** ?! Jakiś dzieciak, co niedawno nazwany został gówniarzem, zostawił nas samych i pobiegł do bram. Może chciał nam pomóc, może nie, wszystko jedno. Zostawił nam pamiątkę i pobiegł, oczom dając nadal nas było pięciu. Ok. Zabieramy się do roboty. Yoshi wyprostował ręce, po czym oddalił je od siebie tworząc runiczny krąg w powietrzu. Pojawiające się dwa pasy, oplotły go a w około jego tułowiu latało 6 magicznych kul. Pierwsze trzy powędrowały na jednego wilka, następne zaś czekały celu natychmiastowego uaktywnienia się w przypadku gdyby wilki także chciały wykonać ruch.

Teraz już młodzian mógł być pewny siebie, że walka zakończy się szybko. No chyba, że są to super mega koksiarskie wilki, które robią ultra uniki a ich szybkość dorównuje bogom i tytanom. Tak to to też było by fajnie, trochę zabawy i ryzyka śmierci nigdy nikomu nie zaszkodzi.

- Rozprawmy się z nimi szybko i dogońmy tamtego gnojka, jeszcze zrobi coś nie tak i cała nasza misja pójdzie w … zapomnienie – Odrzekł ponurym głosem do reszty, oznaczając, że i tak nigdy praktycznie się nie odzywa.

Reszta już zależy od zbiegu okoliczności i od szczęścia, każdy niech pokona własnego wilka i dając szybko za pas do klasztoru biec powinien. Liczmy czas.
Powrót do góry Go down
Mor


Mor


Liczba postów : 2920
Dołączył/a : 20/08/2012

Klasztor Zori - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Klasztor Zori   Klasztor Zori - Page 2 EmptyWto Gru 04 2012, 23:06

Południe... Nanaya przetarła swoje zacne, zielone oczęta i ziewnęła przeciągle. Musiałą wziąć sobie do serca stare porzekadło, że tlen zabija, a przynajmniej sprawia, że człowiek śpi jak zabity i ni myśli o wstaniu z łózka na czas. No cóż... Pozostawało tylko wyszykować się jak najszybciej i wyruszyć. Zawieruszył się im jeden gość... Ale nie w jej interesie było zamartwianie się o innych.
Szli i szli, a krajobraz, który w normalnych warunkach mógłby zapierać dech w piersiach, po pewnym czasie stał się monotonnie biały i nieprzyjemny. I było zimno. I światło jej własnych kulek raziło ją po oczach, ale nawet nie odrywała od nich wzroku, chyba, że musiała. Nie podobało jej się to nic a nic. W pewnych momentach aż żałowała, że nie ma magii teleportacji... Jakież by to było wygodne i szybkie! A tak musieli iść w tempie szybszym, niż początkowo zakładała, przez to że zaspali.
Kiedy zapadł zmrok doszła do wniosku, że światło to nie taki głupi pomysł, choć z drugiej strony nikt nie wiedział, co ich może spotkać... Zwłaszcza w lesie. Mimo, że było w nim cieplej to i tak wizja szybkiego stanięcia pod bramami klasztoru i ogrzania się w jego wnętrzu była silniejsza. Tak, dotrzeć jak najszybciej i... Usłyszała cichutkie warczenie, a następnie dostrzegła przed nimi wilki. Trzy? Dobiegło do niej kolejne warczenie, tym razem z tyłu. Następne. Zaczęła się zastanawiać, czy to nie z powodu światła, ale było to zbędne myślenie. Lepiej, żeby wciąż mogli widzieć w ciemności niż nie widzieć nic. A z pewnością atakującym się to przydadzą, więc przesunęła świetliste kule zza ich pleców na trzydzieści centymetrów nad ich głowy, by oświetlały teren dookoła nich a nie oślepiały przy ruchach. Może się wilki wystraszą... Wciąż nie rozumiała, po co mają atakować zwierzęta, skoro nie przejawiały jakiś większej agresji, ale na wszelki wypadek postanowiła wyciągnąć łuk i jedną strzałę, gdyby doszło do najgorszego. Założyła strzałę na cięciwę, ale jej nie naciągnęła, tylko czekała, gotowa w odpowiedniej chwili ją naciągnąć i wypuścić strzałę w razie zagrożenie ze strony wilków. Starała się obserwować je wszystkie - te z przodu i te z tyłu, obracając się tak, by zawsze mieć je na oku.
I wtedy Finn postanowił uciec. Nie, nie, nie! Najlepiej unikać gwałtownych ruchów! Nie powinien biec jak szalony, ale było już za późno. Przygryzła tylko wargę, posyłając jedną z kul światła za nim, by oświetlała mu drogę, ale nie widziała, na jaką odległość on pobiegnie. Miała tylko nadzieję, że wilki nie pobiegną za nim.
- Cholera, nie tak! - rzuciła ze złością pod nosem, tworząc kolejne dwie kule za pomocą PWM nad głowami przyzwanych przez Finny'ego... Makbetów? Nie rozumiała, ale nie był to moment na rozumienie. Swoje światełko oczywiście trzymała nad głową. Postanowiła, że nie ma co czekać, tylko ruszać dalej. Nie wiadomo, ile taka walka może trwać.
- Słuchajcie! Lepiej ruszmy się stąd, a nie walczmy, stracimy tylko cenny czas. Makbet, Sethor i ty, niebieskowłosy ktosiu, wycofajmy się, osłaniając tyły i siebie nawzajem - powiedziała stanowczo, ale zobaczymy, ile z tego wyjdzie. Po tych słowach zamierza wyminąć walczących, uważając na wilki, a gdyby któryś z nich zbliżył się za bardzo, chciała odstraszyć go światłem. Jednak gdyby któryś z nich rzucił się na nią z zamiarem rozerwania jej gardła, nie waha się tylko naciąga cięciwę, na którą już wcześniej założyła strzałę, i wypuszcza ją wprost na nadciągającego stwora. Szczęściem było, jeżeli trafi śmiertelnie, jednak celuje pod szczękę zwierzęcia. Natychmiast po tej akcji zaczyna wycofywać się nieco szybciej, a następnie biec. O ile nie gonią jej inne wilki. Jeżeli wilki ruszyły za Finnem, to nie pozostawało nic innego, jak ruszyć za nimi, uprzednio strzelając w stronę jednego z wilków, które stały na tyłach. Lepiej było się pozbyć jednego z nich na miejscu, niż mieć później większe problemy. Jeżeli się nie ruszał, celowała pod szczękę (jeżeli była taka opcja), by utkwiła w gardle. Jeżeli zaczynał biec... sprawa się komplikuje i strzela w okolice barku, by pogoń za nimi stałą się niemożliwa. A ona sama zaczyna spierniczać w stronę klasztoru.
Powrót do góry Go down
https://ftpm.forumpolish.com/t376-konto-nanas https://ftpm.forumpolish.com/t105-nanaya-byakushitsune-znana-jako-byaku https://ftpm.forumpolish.com/t550-pamietniki
Jo


Jo


Liczba postów : 5542
Dołączył/a : 29/08/2012
Skąd : Poznań

Klasztor Zori - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Klasztor Zori   Klasztor Zori - Page 2 EmptySro Gru 05 2012, 15:47

MG

Otoczyły was wilki i wszyscy... no nie wszyscy, ale większość z was, jak jeden maż postanowiła obronić się przed dzikimi zwierzętami. Wyjątkami byli Nanaya i Finn. Ten drugi przyzwał Gemini i zmienił go w Makbeta. Tak więc Makbetów było dwóch. Sam zaś zaczął uciekać a Nanaya posłała za nim swoją lampkę.

Finny: Biegłeś i biegłeś a wilki cię nie goniły. Czyżby głupi miał zawsze szczęście? Po przebiegnięciu jednak nie długiego dystansu światełko Nan zgasło, a droga przez las była niebezpieczna, raz oberwałeś z gałęzi przez twarz, co strasznie cię zapiekło i poczułeś krew ściekającą po twarzy a raz potknąłeś się o korzeń zdzierając sobie ręce. Jednak udało dobiec ci się jakoś do klasztoru i zrazu zapukałeś w drzwi i zacząłeś robić zamieszanie. Drzwi zostały otworzone dość szybko, przez wysokiego i grubego mnicha, z bujnym wąsem pod nosem. Ubrany był w żółtawe szaty zaś jego oczy miały złotawy odcień. Pulchna twarz była dość blada, zresztą tak samo jak dłonie.
-Tak?- Spytał cichym, acz mocnym głosem, w międzyczasie ty, zasypałeś go słowotokiem, wyjaśniając zaistniałą sytuację.-Nie musisz się martwić chłopcze. Twoim przyjaciołom nic nie będzie, może w międzyczasie wejdziesz i na nich zaczekasz?- Spytał, odsłaniając ci przejście i zapraszając do środka. Zupełnie nie przejął się twoimi znajomymi, jak by był pewien tego, że z tego wyjdą.

Reszta: Yoshimaru postanowił użyć swojego zaklęcia i posłał trzy kule w wilka, dwie z nich trafiły go w bok, trzecia chybiła. Wilk zaskomlał i uciekł w las, reszta dalej stała i na was patrzyła nie robiąc wam krzywdy. Nikt jednak nie zdążył zrobić nic więcej bowiem teraz dostrzegliście biegnącego do was z lasu człowieka, machającego dłońmi. A wilki dalej nie reagowały. Gdy człowiek się zbliżył dostrzegliście że jest łysy, niski i jakiś cherlawy, miał czerwone oczy i chyba był właścicielem wilczków.
-Oj nie dobrze, nie dobrze. Zraniliście pimpusia... oj niedobrze, niedobrze.- Powtarzał trzymając się za głowę, wilczki zaś położyły się na ziemi.-Nie ma rady, oj nie ma muszę zabrać was do mistrza, muszę zabrać was do mistrza...- Powtarzał wciąż, kiedy was mijał. Wy zaś, wbrew własnej woli, ruszyliście za nim, posłuszni jego słowom. Wilki zaś czujnie was obserwowały

Finn stojąc na dziedzińcu lub przed, jeśli nie wszedł do klasztoru, widział zbliżających się towarzyszy i trenowane wilki. Mnich który go pilnował spojrzał uważnie na wilki i grupkę idącą wraz z nimi, lecz nie odezwał się ani słowem aż do ich przybycia. Jednak do środka ich nie wpuścił
-Zranili, zranili, do mistrza. Zranili.- Powtarzał ciągle, widocznie nie zbyt zdrowy na umyśle mnich, do póki wyższy mnich nie położył mu ręki na barku.-Uspokój się Zhan. Teraz ja się zajmę naszymi gośćmi a ty idź zajmij się wilkami.- Powiedział uspokajająco do tamtego po czym odwrócił się w stronę przybyszów i posłał im ciepły uśmiech.-Wybaczcie najmocniej ten atak na wasze umysły, ale zrobiliście coś, co niestety jest zakazane. Muszę was niestety zaprowadzić do Świętobliwego mistrza, sądzę jednak że jakoś się dogadacie. Nie mieliście wprawdzie nic złego na myśli...tak?- Spytał was spokojnie, nim jednak zdążył was gdziekolwiek zaprowadzić, zza drzwi wyszedł starzec. Widać od razu było jego sędziwy wiek. Głowę miał ogoloną jak każdy mnich na sobie zaś bordowe szaty. Twarz pokrywała gęsta siecz zmarszczek a oczu nie było widać spod opuchniętych powiek. Na jego twarzy gościł delikatny i kojący uśmiech. Lewą dłonią gładził delikatną bródkę w białym jak śnieg kolorze. Mimo że był bosy chodził po śniegu jak by był co najmniej ciepły.
-Nigdzie nie musisz ich prowadzić Lang-mley.- Powiedział starzec kojącym głosem, który był jak balsam na wasze dusze. Magia? A może po prostu wrodzone umiejętności? Tak czy siak podświadomie od razu zaczęliście człowiekowi ufać... Większy z mnichów ukłonił się i odszedł co zrobił też ten cherlawy. Przed klasztorem byliście już tylko wy i jego świętobliwość. Spotkanie którego mieliście unikać nadeszło szybciej niż się spodziewaliście.-Więc... co się stało z wilkiem? I co sprowadza was w to miejsce moi drodzy?- Spytał uśmiechając się ciepło, po czym szybko się zaśmiał pod nosem-Wybaczcie staremu sklerotykowi brak manier. Nazywam się Bahra.- Ukłonił się wam lekko. Ciągle jednak was obserwując z delikatnym uśmiechem. Oczywiście dało się zauważyć że jest też zainteresowany dwoma Makbetami...

Stan:
Yoshimaru: 78%MM
Finnian: 78%MM
Powrót do góry Go down
https://ftpm.forumpolish.com/t4013-to-cos-od-pd-jo#79641 https://ftpm.forumpolish.com/t3795-joseph https://ftpm.forumpolish.com/t4016-karta-zdrowia-jo#79647
Mor


Mor


Liczba postów : 2920
Dołączył/a : 20/08/2012

Klasztor Zori - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Klasztor Zori   Klasztor Zori - Page 2 EmptySro Gru 05 2012, 17:52

Na szczęście żaden z jej czarnych scenariuszy się nie zdarzył. Nie miała zamiaru walczyć ze zwierzętami, a tym bardziej przed nimi uciekać, bo wiedziała, że mieli marne szanse by przed nimi uciec. Zimowa kraina była ich domem, a oni sami byli zbyt nieporadni, by poruszać się wystarczająco szybko. Odetchnęła z ulgą, widząc staruszka, do którego prawdopodobnie należały wilki. Nie wyglądał jakoś szczególnie imponująco, ale skoro potrafił panować nad takimi pięknymi i potężnymi zwierzętami, należał mu się szacunek.
- A, przepraszamy za to... - Zaczęła, kiedy ich mijał, ale nóżki odmówiły jej posłuszeństwa i ruszyła za dziadkiem. Hmm... Ciekawe. Mogła ruszać innymi częściami swojego ciała, wiec nie czekając schowała łuk i strzałę, idąc tak, gdzie wiodły ją nogi. I dotarli do bram klasztoru. Trochę mierziło ją to ciągłe ubolewanie nad zwierzętami, no ale może były dla niebo ważne? jak rodzina? Poczuła delikatne ukłucie w serduszku. Nie ma co nad tym teraz myśleć. Stanęli przed kolejnym braciszkiem, który starał się opanować sytuację i bardzo dobrze mu szło.
- Nic się nie stało... To raczej my powinniśmy przepraszać, ale nie wiedzieliśmy, że robimy coś złego... Było ciemno, las, do tego po całodziennej wędrówce zareagowaliśmy trochę zbyt gwałtownie... Mam nadzieję, że nic nie będzie temu wilku - odpowiedziała cichutko, ale słyszalnie, nie mając zamiaru nadwyrężać swojego głosu w tej niskiej temperaturze. jeszcze szlag weźmie jej krtań i będzie problem. Świątobliwy mistrz. Czyli to na niego mieli uważać i oto on, we własnej osobie pojawił się przed nimi. Można nazwać to szczęściem lub katastroficznym pechem, jak kto woli. Pamiętając, kim jest i że należy mówić przy nim prawdę, skłoniła się delikatnie w geście szacunku. Bądź co bądź mówimy o człowieku, który z jakiegoś powodu uzyskał tytuł świętego. No i nie przeszkadzały mu bose stopy na tym mrozie, kiedy oni byli opatuleni po szyje. Z jego słów płynęło ciepło i spokój. Już zaczęła go lubić. Mistrz...
- Nazywam się Nanaya Byakushitsune - przedstawiła się swoim pełnym nazwiskiem, o dziwo. - Szliśmy ścieżką w lesie, do klasztoru, kiedy wilki pojawiły się i otoczyły nas. Zareagowaliśmy nieco zbyt gwałtownie, chcąc pozbyć się, z naszego punktu widzenia, zagrożenia... Ciemność i zmęczenie nas zmyliły. Wędrujemy już kilka dobrych godzin wśród śniegów - zrelacjonowała ponownie. Nie miała zamiaru wskazywać kto to zrobił, skoro już zaczęto traktować ich jak grupę. Odpowiedzialność zbiorowa, jak to mówią. A poza tym, po obrażeniach łatwo można wywnioskować, kto mógłby zadać takie obrażenia. - Słyszeliśmy, że to, co zrobiliśmy jest zakazane, więc jeśli czeka nas jakaś kara, poddamy się jej. Nie chcemy zakłócać porządku i zasad klasztoru - zwróciła się w stronę mistrza, patrząc wprost w jego oczy, ale po chwili spuściła wzrok i skłoniła się ponownie. Odetchnęła głęboko, wciągając zimne powietrze, po czym wypuszczając obłoczek pary i wyprostowała się. Nie mogła teraz zawalić. W końcu jedno źle wypowiedziane słowo ważyło o wszystkim. Próba mikrofonu~
- Zostaliśmy poproszeni o zbadanie historii, religii, mitów i legend tego klasztoru przez pewnego kronikarza. Nie chcemy sprawiać kłopotów, tylko dowiedzieć się jak najwięcej o tym miejscu i jego przeszłości. Dlatego najlepiej udać się do źródeł. Więc, jeśli ty, Świątobliwy mistrzu, nie miałbyś nic przeciwko, zostalibyśmy w klasztorze przez tydzień. Zgodzimy się na każde warunki tak długo, jak dane nam będzie uczyć się i doświadczać tego miejsca - poprosiła, kłaniając się nieco niżej. Nie wiedziała, jak reszta, ale ona nie zamierzała bawić się w "wybij ich wszystkich". To nie była tego rodzaju misja. Nawet jeśli im się nie uda, to wszystko, czego się tutaj dowiedzą, może im się przydać w przyszłości. Mnisi potrafią więcej, niż mogłoby się wydawać... Miała nadzieję, że nikt zaraz nie wyskoczy z czymś głupim.
Powrót do góry Go down
https://ftpm.forumpolish.com/t376-konto-nanas https://ftpm.forumpolish.com/t105-nanaya-byakushitsune-znana-jako-byaku https://ftpm.forumpolish.com/t550-pamietniki
Finn


Finn


Liczba postów : 4279
Dołączył/a : 17/11/2012

Klasztor Zori - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Klasztor Zori   Klasztor Zori - Page 2 EmptySro Gru 05 2012, 20:22

Finny biegł i biegł, hacząc co chwila o różne gałązki i nawet w pewnym momencie wywalając się. Ostatecznie dotarł do bram klasztoru z piekącą i lekko zakrwawioną twarzą oraz obolałymi dłońmi. Cóż... Kto by się tym przejmował, mając podwyższoną adrenalinę? Raczej nikt... Gdy już ktoś raczył odpowiedzieć na jego nawoływania, ochłonął lekko i dostał słowotoku.
- Lisy... Tj. Wilki! Tam... Pomoc... - rzucał co chwila pierwszymi lepszymi słowami, jakie przychodziły mu do głowy, łapiąc od razu oddech po dość niespodziewanej przebieżce. Dopiero, gdy usłyszał słowa mnicha zdołał odetchnąć i postanowił wejść do środka. Normował stopniowo swój oddech, ale nerwy nadal go nie opuszczały. Co jeśli im się coś stało?! Może lepiej było z nimi zostać..? - takie myśli nawiedzały blondyna. Na szczęście prawdziwie mógł odetchnąć, gdy w progach pojawiła się reszta. Nagle stres powoli zaczął opadać. Jednak czy tak do końca to była prawda? Po głębszym zastanowieniu postanowił zachować ostrożność i nie wyrywać się jakoś. W końcu są na terenie... Wroga? Nieistotne... Przynajmniej nie na razie. Ważne, że wszyscy byli bezpieczni i prowadził ich jakiś rozhisteryzowany typek, bełkoczący o wilkach. Może jednak lepiej, że tam nie zostałem... - pomyślał sobie, uświadamiając sobie, że jego "drużyna" zapewne całą trasę do klasztoru od miejsca spotkania wilków musiała słuchać tego jazgotu. Jego "gospodarz" zaczął mówić coś o Świętobliwym mistrzu... Czyli nie da się bez jakiś formalności? No cóż... Westchnął zrezygnowany....Po chwili znikąd pojawił się jakiś mężczyzna, a raczej dość pomarszczony staruszek, od którego biła jakaś dziwna aura. Tzn. Nie pojawił się od tak, ale Finny był na tyle zdezorientowany ostatnimi wydarzeniami, że nawet nie spostrzegł skąd nadszedł ten wiekowy człek, gładzący właśnie swoją bródkę. Na szczęście Nanaya postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce i odpowiedzieć na pytania starca, którego głos działał kojąco. Ten to sprawiał, że zdobywał w oczach Finna zaufanie...
Chwila! Jak się nazywa?! - przebiegło przez myśli blondyna. - To nie jest ten niebezpieczny mistrz, o którym mówił nam ten wredny kronikarz? - powiedział, momentalnie denerwując się. Chociaż... Czy można mówić o nerwach? Po prostu nie opuszczały go myśli nawiązujące do rozmowy ze staruszkiem, jednak ten ton, ten głos działał kojąco. Odpędzał jakimś cudem zmartwienia.
- Dokładnie... - powiedział, zbliżając się do grupki i potwierdzając słowa Nanayi. - Naszym zadaniem jest dowiedzieć się o tym miejscu. O zwyczajach i religii takiego miejsca jak to! - powiedział. - Ale żeby poznać teraźniejszość, czy przyszłość, trzeba nauczyć się czegoś o przeszłości... - dodał po chwili. - Jeśli sprawiamy jakiś kłopot Świątobliwy to powiedz nam o tym... - zakończył. Przyglądając się uważniej pomarszczonej twarzy tego człowieka. Lepiej przyjrzeć się możliwemu niebezpieczeństwu. W końcu od tego może zależeć powodzenie ich misji... Wychwycił też spojrzenie kierowane w stronę dwóch Makbetów. No tak! - sfejpalmował się, co nie było zbyt dobrym posunięciem, gdyż twarz zaczęła go ponownie piec i ból nagle postanowił dać o sobie znać.
- Auć! - wydobyło się z ust nastolatka. - Jeśli nie byłby to jakiś spory problem to bylibyście w stanie użyczyć mi jakieś środki do odkażania ran? - spytał spoglądając w stronę mnichów. - A co do tego... - powiedział podchodząc do Gemini. - To tak jakby taki mój... - przerwał zastanawiając się nad słowem. - Duch... Stróż... - powiedział, skinieniem dając znak Bliźniakom do odmiany. I tak na długo nie starczyła więc lepiej powiedzieć mnichom prawdę nie?
- Nie trzeba się ich bać! Pojawiają się tylko w momencie zagrożenia! - powiedział spiesznie dotykając Gemini. - Jeśli stanowią problem poproszę je by zniknęły na razie... Ale są niegroźne~ - dodał zakańczając swój wywód. Cóż... Teraz liczyć na łaskę, bądź nie łaskę mnichów. Powoli zmieniał się też w kłębek nerwów. Co jak go wyrzucą za jego Duszki?
Powrót do góry Go down
https://ftpm.forumpolish.com/t366-depozyt-finniana-jerome https://ftpm.forumpolish.com/t350-finnian-jerome https://ftpm.forumpolish.com/t432-o-wszystkim-i-o-niczym-co-sie-finniego-tyczy#4423
Abel


Abel


Liczba postów : 1137
Dołączył/a : 09/09/2012
Skąd : Dunno.

Klasztor Zori - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Klasztor Zori   Klasztor Zori - Page 2 EmptyCzw Gru 06 2012, 10:20

No proszę, czyli zwierzaczki jednak do kogoś należały. Makbet wyprostował się, bo z ruszenia na wilczka koniec końców nic nie wyszło. Stały, nie ruszały się, tym bardziej, gdy zjawił się tamten facet.
- Nie wiem, kto mądry trzyma dzikie zwierzęta... - pomyślał, ale nie miał zamiaru powtarzać tego na głos. Spojrzał na swoich towarzyszy. Jednak nic im się nie stało, tyle dobrego. Kiedy pojawił się ten dziwny mnich i powiedział, co miał powiedzieć, a po nim swojego głosu użyła Nan, jego nogi nagle zakręciły. Yyy... Coś mu się tu nie podobało. Dobrze, że zmęczenie nie doskwierało mu w tej chwili aż tak bardzo. Prawdę mówiąc, aż dziw, że zdążyli tu przybyć na czas. Szli dalej i dalej. Zaczął zastanawiać się, czy jest w stanie zrobić cokolwiek, by rozejrzeć się trochę bardziej. Niespecjalnie przejął się rannym wilkiem, ale to po prostu taka natura. User by się przejął. Spodziewał się, że broń w klasztorze nie jest zbyt mile widziana, więc gdy szli, ponownie umieścił ją na swoich plecach. Zgadywał, że i tak będzie musiał ją oddać przy wejściu. Na spokojnie... Wszystko na spokojnie. Potem czekały na nich już bramy klasztoru i znów mówiła Nan. Makbet nie zamierzał się wtrącać w takie rzeczy. Nie lubił mówić. W ogóle komunikacja werbalna nie była do szczęścia koniecznie potrzebna. W końcu stanął przed nimi sam Świątobliwy. W ogóle... chwila. Dlaczego jest w jakiejś porytej podwójnej wersji? Co się tu dzieje?! Mimo nawet tego zdziwienia czuł spokój. Prawdę mówiąc teraz nadsezdł czas jedynie na robotę tych gadających. On ich głównie ubezpieczał, a jeśli miał się czegoś dowiedzieć, to pewnie inną metodą, nie należy jednak myśleć, że od razu grożeniem. W końcu ma nawet w tej główce resztki inteligencji.

//Sorry, ale czytając po kilkakroć posty Dywanika i twoje Don, nie do końca rozumiem, co się dzieje.
Powrót do góry Go down
https://ftpm.forumpolish.com/t183-za-pazucha-makbeta https://ftpm.forumpolish.com/t169-makbet-tragiczny-morderca#701 https://ftpm.forumpolish.com/t686-kochany-pamietniczku
Sethor Fiberos




Liczba postów : 289
Dołączył/a : 17/11/2012
Skąd : Poznań

Klasztor Zori - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Klasztor Zori   Klasztor Zori - Page 2 EmptyCzw Gru 06 2012, 13:15

Gdy tylko w polu widzenia znalazł się niski człowiek, krzyczący coś o Pimpusiu, Seth zrozumiał, że nie sa to dzikie wilki i opuścił miecz wzdłuż ciała. Trochę śmieszyła go reakcja jednego z towarzyszy, który od razu wysłał magiczne kule energii aby zraniły zwierzę, ale z drugiej strony nie było to jakieś ekstremalnie dziwne zachowanie. Mężczyzna natomiast, powiedział coś o zabraniu naszej grupy do mistrza i wciąz strasznie ubolewał nad zranieniem swojego podopiecznego.
-Jeny, przecież nic mu się nie stało- rzucił po cichu Seth, którego kończyny dolne bezwiednie podążały za dziwnym człowiekiem. Miał nadzieję, że albo droga do klasztoru będzie albo krótka, albo ten dziad skończy gadać. Na szczęście, mag wytrzymał ostatnią część drogi do klasztoru i uśmiechnięty wkroczył na jego teren. W bramie, pieczę nad nimi przejął inny mnich, a człowiek, nazwany Zhanem oddalił się. W środku, mag Lamia Scale zauważył tego młodego, który ich zostawił.
-Witaj ponownie, nasz Ty sprinterze- powiedział śmiejąc się serdecznie. Od początku pobytu w tym miejscu, Sethor rozglądał się uważnie dookoła. Starał się obmyślić plan działania na tę misję, nie byli tu przecież w celach rekreacyjnych, ani krajoznawczych. Odźwierny nawet nie zdążył odejść od bram, a już napatoczył się kolejny mnich. Ten jednak był inny, biła od niego taka dobra aura. Ubiorem się nie odznaczał, fryzurą również, lecz Seth zauważył, że jest on o wiele starszy niż poprzedni dwaj. Gdy padło pytanie o wilka, odezwała się Nanaya. I słusznie, Seth nie potrafiłby wymyślić na poczekaniu czegoś, co rozwiałoby wątpliwości starca. Gdy tylko sędziwy mnich przedstawił się jako Bahra, wszelkie wątpliwości Sethora prysły niczym bańka mydlana. Starzec, roztaczający aurę spokoju, okazał się być mistrzem tego zakonu.
-Jeśli chodzi o nasz cel, przybycia tu, to chodzi nam nie tylko o historię tego świętego miejsca, czcigodny Bahro. Jesteśmy tu, ponieważ kronikarz, o którym wspomniała Nanaya, zlecił nam abyśmy dowiedzieli się o historii Północnych Terytoriów. Z tego co zauważyłem, idąc tu, klasztor ten wygląda na starą twierdzę, nie bez powodu stoją tu tak wysokie mury i baszty- poprawił nieznacznie wypowiedzi poprzedników, mająć nadzieję na choć krztynę informacji na wstępie do zadania. Zapowiadał się ciężki bój słowny. Mistrz Bahra nie wyglądał na człowieka, którego można w jakikolwiek sposób zmanipulować, lecz kto nie próbuje, ten nie ma. Gdy Finny- tak, chyba tak miał na imię ten dzieciak- zaczął tłumaczyć, skąd wziął się drugi makbet, magowi Lamia Scale zebrało się na parsknięcie, jednak ostatkami samokontroli stłumił je w zarodku.
-Wątpie, aby uwierzyli w bajkę o Aniele Stróżu czy innych tak dziwnych rzeczach, zwłaszcza gdy takowy byt potrafi przyjmować czyjeś postaci. Gdyby miał jakąś eteryczną formę, to może, ale nie w tym przypadku- pomyślał Sethor.
Powrót do góry Go down
https://ftpm.forumpolish.com/t364-lokata-sethora https://ftpm.forumpolish.com/t356-sethor-fiberos https://ftpm.forumpolish.com/t678-sethor-i-jego-pierdolki
Jo


Jo


Liczba postów : 5542
Dołączył/a : 29/08/2012
Skąd : Poznań

Klasztor Zori - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Klasztor Zori   Klasztor Zori - Page 2 EmptyPią Gru 07 2012, 23:49

MG

Bahra, spojrzał z uśmiechem na Nanaye w czasie kiedy mówiła, gładząc się przy tym po brodzie. Nie wyrzekł jednak żadnego słowa, kiwając jedynie od czasu do czasu głową. Wysłuchał każdego z was. Mina nie zmieniła mu się ani trochę, będąc niezmienna niczym gipsowa maska. Mechanicznym ruchem gładził swoją brodę, kiwając głową i powtarzając do siebie "Rozumiem". Po jakiejś minucie, opuścił dłonie wzdłuż ciała i spojrzał po kolei na każdego z was, już się nie uśmiechając a raczej obserwując was uważnie. To czy poznał się na waszych półprawdach czy nie, nie można było w żaden sposób wywnioskować.
-Pozwól że cię zapytam droga Nanayo. Masz rodzeństwo? Rodzinę którą kochasz?- Spytał się dziewczyny, wciąż z lekkim uśmiechem na twarzy, po czym spojrzał też na resztę.-A wy drogie dzieci? Macie kogoś dla kogo bije wasze serce?-Powtórzył pytanie, chociaż w nieco zmienionej formie.-Dla mnichów z tego klasztoru, te wilki, które spotkaliście i wilk którego raniliście... te zwierzęta są dla nich jak najukochańsi bracia. Wy, drogą im sercu rodzinę poważnie zraniliście, więc powiedzcie mi tylko szczerze... co byście zrobili gdyby ktoś zranił istotę tak drogą waszemu sercu?- Po usłyszeniu waszych odpowiedzi, przeszedł się powoli po śniegu i podszedł do Nanayi, kładąc na jej poliku lewą dłoń.-Nie lękaj się jednak drogie dziecię. No i wy moi drodzy. Nie zrobimy wam krzywdy i pozwolimy zgłębiać nauki klasztoru... sądzę że już to samo w sobie będzie karą. A może nagrodą?- Zapytał przekrzywiając głowę i z uśmiechem kończąc temat. Jak na staruszka całkiem sporo się uśmiechał. może mięśnie twarzy już mu stężały? Tak czy siak, poszedł powoli w kierunku klasztoru a wasza piątka ruszyła za nim. Cały czas jednak kontynuował rozmowę.
-Przebywając tutaj musicie pamiętać o... pewnych zasadach. Widząc mnicha, musicie się ukłonić. To taki nasz zwyczaj- Na potwierdzenie tych słów, skłonił się mijanemu mnichowi. Gdy przechodząc z bramy, ścieżką wiodącą do głównego budynku, minęliście szpitalik.-Na dodatek obowiązuje tu cisza. Bardzo ścisła, to tak jakbyście znajdowali się... w bibliotece. Zero unoszenia głosu- Zaznaczył i tu akurat spojrzał na was surowo.-Kolejną zasadą jest zakaz wychodzenia po zmroku ze swoich pokoi. Co ważniejsze, nie wolno wam wtedy otwierać drzwi. Nawet mnichom i nawet mnie. Wolno wam jednak z nimi rozmawiać, chodź... wolałbym żebyście uważali.- Na jego obliczu zagościł smutek, po raz pierwszy w czasie całej tej rozmowy, chyba chciał też byście tematu nie drążyli.-Nie jecie razem z mnichami. Posiłki dwa razy dziennie. Dostaniecie jeść krótko po świcie i nieco przed zmrokiem. Jecie sami, nie z mnichami.- Powiedział i zatrzymał się przed głównym budynkiem. Który faktycznie był wielkim prostopadłościanem. Miał jedno widoczne piętro, a drzwi do niego były zwykłe, dębowe.-Przebywać możecie tylko w głównym budynku i w archiwum dla gości które znajduje się w północno-zachodniej części świątyni- Wskazał wam dłonią, trzy piętrowy niewielki budynek, w północno-zachodnim rejonie świątyni.- Wieża w głównym budynku też jest dla was niedostępna, ale to moja sypialnia, możecie zawsze przyjść z problemem.-Powiedział łagodnie i poprowadził was do głównego budynku. Jego podział był... bardzo prosty. Znajdowało się w nim dziesięć korytarzy pionowych i dziesięć poziomych. Wy idąc szóstym korytarzem od lewej strony, skręciliście na prawo w piątym korytarzu. Dam dostaliście pięć kolejnych cel. Były to zwykłe kamienne cele 8 x 8 x 3m. W środku znajdowała się jedynie świeczka i stóg siana na którym przyjdzie wam spać. No i wiadro w rogu, sami wiecie po co. W jednej celi były już bandaże i środki dezynfekujące a we wszystkich, talerz z bochnem chleba, gomółka sera i kafarka z wodą.
-Luksusy to może nie są, ale cóż. Żyjemy tu skromnie a jak was to pocieszy, mnisi jedzą znacznie mniej.- Powiedział spokojnie, po czym dał każdemu z was klucz do celi, po czym odszedł w spokoju. Że słońce już prawie zaszło. To chyba czas spać.

Stan:
Yoshimaru: 78%MM
Finn: 78%MM
Powrót do góry Go down
https://ftpm.forumpolish.com/t4013-to-cos-od-pd-jo#79641 https://ftpm.forumpolish.com/t3795-joseph https://ftpm.forumpolish.com/t4016-karta-zdrowia-jo#79647
Mor


Mor


Liczba postów : 2920
Dołączył/a : 20/08/2012

Klasztor Zori - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Klasztor Zori   Klasztor Zori - Page 2 EmptyNie Gru 09 2012, 15:09

Miała rodzeństwo. I miała rodzinę. Ale było to wystarczająco dawno, by choć trochę przeciąć więź łącząca ją z ludźmi, których powoli zapominała. Jedynie ojciec był jasnym punktem łączącym ja z rodzicami. A brat... Wilki byli jak bracia? Doskonale to rozumiała. Ale nie rozumiała uczucia skrzywdzenia ukochanej osoby. Oni po prostu... zniknęli. Z dnia na dzień, pozostawiając ją samą. Dla niej uczucie osamotnienia było silniejsze, niż zranienia i urazy do kogoś. Choć, może żywiła pewną chęć zapłaty za to, co się stało, ale przeciwnik był zbyt nierealny, by traktować go poważnie. Jej twarz pozostała nieprzeniknioną, chłodną maską, kiedy o tym myślała, ale miała przeczucie, że przenajświętszy i tak wiedział Pokiwała tylko lekko głową.
Choć... takie protekcjonalne (albo życzliwe, nie była w stanie stwierdzić) zachowanie staruszka było nieco dziwne, policzek zaszczypał, nawet od takiego lekkiego poklepywania. Teraz marzyła jedynie o pomieszczeniu. Może nie cieplutkim, patrząc po zimnych murach świątyni, ale zawsze chroniących przed chłodem. Poszli za mnichem, a ona zapamiętywała każde słowo. Ukłon, cisza, lepiej unikać rozmowy z innymi mnichami, główny budynek i archiwum dla gości.Zakaz otwierania drzwi po zmroku? To było dość ciekawe. To było jak mówienie dzieciom "nie róbcie tego", co tylko skutkuje, że tym bardziej zrobią to, czego im się zakazało. Tym bardziej, że zakaz obejmował cały klasztor. Jasne było, że był to czas na sen, ale... Nie, coś jej po prostu nie pasowało, choć może po prostu była przewrażliwiona. Podążała dalej za mnichem, nie zadając pytań. Wszystko było jasne. O świcie pobudka...
- Dziękujemy - odpowiedziała, kiedy stali przy drzwiach celi. Zajrzała do środka. No, luksusy to nie były~ Ale na takim mrozie była gotowa zgodzić się na wszystko, byle tylko odpocząć. Oczywistym było, że najpierw przejrzy archiwum. Ale to jutro. - W razie wszelkich pytań udam się do ciebie, mistrzu - zwróciła się do staruszka, lekko się kłaniając, po czym zamknęła drzwi do swojej celi. I tyle ją widziano.
W pierwszej kolejności napiła się trochę wody z dzbana, po czym zabrała się za jedzenie skromnej, ale niezbędnej kolacji. Następnie usiadła na sienniku i patrzyła przez okienko, pocierając zmarznięte palce i policzki, by się ogrzać nieco bardziej. Użyła też zaklęcia Brightness, w bardzo małej skali, żeby nie oślepić się za bardzo, a ciepło wydzielane przez małą (ok 10 cm kulę światła) mogło ją nieco rozgrzać. No i pomogło ogrzać stopy. Rozpięła i ściągnęła z siebie płaszcz, po czym ponownie napiła się wody. Ułożyła się na słomie, okryła płaszczem i przytuliła do siebie kuleczkę światła, by trochę ją ogrzewała. Jeżeli za bardzo jej przeszkadzała w zaśnięciu to pewnie ją gasi, ale po tak męczącej podróży było to mało prawdopodobne.
Powrót do góry Go down
https://ftpm.forumpolish.com/t376-konto-nanas https://ftpm.forumpolish.com/t105-nanaya-byakushitsune-znana-jako-byaku https://ftpm.forumpolish.com/t550-pamietniki
Abel


Abel


Liczba postów : 1137
Dołączył/a : 09/09/2012
Skąd : Dunno.

Klasztor Zori - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Klasztor Zori   Klasztor Zori - Page 2 EmptyPon Gru 10 2012, 08:42

Rodzina? On wspominał coś o rodzinie? Makbet zamyślił się tylko na chwilę. Dosłownie na chwileczkę. Przed oczami stanęła mu matka, która starała się go bronić, ale po drugije stronie widział Duncana, tę świnię, której poderżnął gardło. Na samą myśl o tym incydencie poczuł się jakby błogo. Ciekaw był, co by się stało, gdyby wrócił do domu i powiedział ciotce, że urżnął jej kochanemu syneczkowi gardło. Teraz on był dziedzicem, więc to nie miało znaczenia. Mniejsza o to, że ręce wciąż miał brudne. Brudne od krwi tego prosiaka, która rozprysła się na jego twarz, ubranie i ubrudziła dłonie. Krew członka rodziny. Najgorszym grzechem było jego uśmiercenie, tak mu zawsze mówiono. Ale on nie żałował. Nie miał czego. Uwolnił dom od tej zakały, od tego słodkiego i jakże męskiego dziedzica. Tego, który tak naprawdę był gruby i płakał, gdy tylko ktoś ośmielił się go uderzyć, pchnąć. Żmija zmrużył mimowolnie oczy. Zrobiłby to jeszcze raz. Bez wahania. Chyba nie rozumiał, co to znaczyło strata bliskiej mu osoby. Jeszcze nie teraz. Zerknął na Nanayę, która chyba też myślała nad słowami świątobliwego.
Wysłuchał dokładnie tego, co Bahra miał do powiedzenia o zasadach. Archiwum? To bez sensu. Nie będzie tam ślęczał bez końca. To, że nie jedzą posiłków z mnichami wcale go nie dziwiło. Takie zasady panowały również w jego domu, gdzie nie mógł jeść posiłków z główną gałęzią rodu. Wraz z matką siedział przy osobnym stole. Tak miało stać się też teraz... Cisza? O to chyba będą mogli być spokojni. Gwarantował ciszę i spokój, chyba że coś miałoby pójść nie tak. Bardziej zmartwiło go nie wychodzenie po zmroku. Liczył na to, że w celi będzie miał miednicę z wodą, by w razie czego spokojnie móc się umyć, jeśli zajdzie taka nagła potrzeba. Nie był specjalnym czyścioszkiem, ale... no właśnie. To mogło powrócić, a on wolał być ubezpieczony. Po wysłuchaniu zasad, każdy ruszył w swoją stronę. Pięć cel położonych obok siebie, każda dla jednej osoby. Makbet wciągnął ze świstem powietrze. No tak... To szykowała się... nieciekawa noc.
Przed snem zrobił pompki, brzuszki, powyginał się trochę i dopiero wtedy ułożył się do snu. Miska z wodą na szczęście stała, więc nie powinno być aż takich problemów. Nie powinno. Oddał się w objęcia Hypnosa.

Dom. Był w domu. Matka siedziała obok niego i patrzyła na jego ręce.
- Żmija - powiedziała, ale głos nie należał do niej. To był głos Duncana. Z daleka słyszał jego krzyk, czuł, jak krew spływa mu po rękach, a nigdzie nie było wody, by ją zmyć. Zaczął wycierać ją o ubranie, ale ona wciąż płynęła. Gdy się odwrócił, zamiast matki stała Hekate. Uśmiechała się lekko, jakby cała ta sytuacja ją strasznie bawiła. W ręku trzymała gałązkę, a pod stopami leżało dziwne, czarne dziecko, z którego płatami zaczęłą odłazić skóra i wyłazić wije.
- Dziecko chyba przegniło w czyimś łonie.
Ten głos usłyszał tylko w swojej głowie. Wije podpełzły do niego i zaczęły być coraz większe, oplotły jego nogi.
- W końcu zostaną tylko ręce...

Obudził się zlany potem, ale cudem udało mu się powstrzymać od krzyku. Szybko zerknął na miednicę. Tak. Musiał to zrobić. Dopadł do niej czym prędzej i zaczął myć dłonie. Był tu sam. Całkiem sam. Otrzepując ręce z wody, przesunął się pod ścianę i skulił się. Oddychał ciężko. Dlaczego tu nikogo nie było? Dlaczego?

Reszty nocy chyba nie prześpi.
Powrót do góry Go down
https://ftpm.forumpolish.com/t183-za-pazucha-makbeta https://ftpm.forumpolish.com/t169-makbet-tragiczny-morderca#701 https://ftpm.forumpolish.com/t686-kochany-pamietniczku
Finn


Finn


Liczba postów : 4279
Dołączył/a : 17/11/2012

Klasztor Zori - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Klasztor Zori   Klasztor Zori - Page 2 EmptyPon Gru 10 2012, 13:50

Z narastającym wewnątrz napięciem blondyn czekał na reakcje mistrza Bahry, która, o dziwo, odrobinę go uspokoiła. Postawa tego pomarszczonego staruszka w jakiś sposób uspokajała. Nieznacznie, ale jednak na tyle, by nie musiał się jakoś od tak martwić o to, co się stanie za chwilę.
- Rodzina... - wyszeptał nikłym półgłosem, gdy tylko mnich zaczął rozwodzić się o tej jakże wielkiej wartości. Od jak dawna nie utrzymywał już kontaktu z ojcem? Rok? A może nawet i więcej... Eh... Może wypadałoby się jakoś spotkać ze swoim rodzicielem. Tylko jak ten by zareagował na jego nagłe odwiedziny? Tyle czasu głucha cisza. Nawet w święta, czy inne uroczystości. Zero kontaktu. Praktycznie całkowite odcięcie od siebie. Jednak czy to był dobry pomysł? Rozmyślając tak poczuł nagle jakby ukłucie w sercu, gdy jego myśli zaczęły dotyczyć jego mamy. Kobiety, o której pamięć miał teraz niemalże jak przez mgłę. Więcej wiedział o niej właściwie z różnorodnych ksiąg pamiątkowych rodziny, czy też jakichś kronik. Siedem lat życia było dane mu z nią spędzić. Jednak dlaczego przez kolejny taki okres unikano nawet poruszania tego tematu? Zresztą... - przebiegło przez jego myśli, a zielonooki spróbował zastąpić zamyślony wyraz twarzy jakimś uśmiechem czy czymś. W końcu życie jest za krótkie by się dołować i rozpamiętywać dawne rany... - pomyślał po chwili, idąc już wolnym krokiem za Świątobliwym. Jednak ciągle prowadził rozważania w myślach na temat swojej przeszłości. Przeszkadzało mu to trochę w odbiorze słów mnicha, ale ostatecznie wędrował niedaleko za nim i większość raczej wyłapał. Ukłonić się innym, zachowywać ciszę, archiwum... Na samą wieść o archiwum, aż przyszła mu myśl, że wypada zacząć od takowego miejsca. Jednak zagłębianie się w nie w pojedynkę nie było raczej najlepszym wyjściem. Będzie trzeba znaleźć kogoś do współpracy. Ugh... Problemem są już te korytarze... - automatycznie przeszło mu to przez myśli. Niby takie zwykłe skręcasz tutaj, a potem tam i jeszcze tu, ale człowiek i tak może się pogubić. Takie coś było właśnie najgorsze. Niby wszystko jasne, a jednak! Moment nieuwagi i już klapa. Właśnie... To jak ostatecznie oni szli? Chyba szósty od lewej i tam w prawo piąty... Pewności jednak nie miał... Zgroza... Ach te zwodnicze błądzenie w myślach. Mówi się trudno. Instynkt też przyjaciel!
- Dziękuję! Tj. wszyscy dziękujemy... - powiedział, gdy już dotarli na miejsce, po czym wysłuchał ostatnich słów Bahry. Gdy już wszyscy powiedzieli to, co mieli do powiedzenia, udał się do pomieszczenia z opatrunkami. No... Wiele wygód to oni nie mieli, ale narzekać nie ma na co. Lepsze to niż istna nocna Syberia. Spojrzał machinalnie tylko na okno, za którym szalał śnieżny żywioł.
- Nie ma mowy! - zakrzyknął sam do siebie i wylądował niedługo potem na stogu siana. Rozglądał się po stosunkowo ciemnym pomieszczeniu przemywając swoje rany nad podstawionym pod dłonie wiaderku. Czy bandaże były takie potrzebne? Chyba nie... Przynajmniej nie na razie. Dlatego właśnie postanowił schować je sobie do niewielkiego plecaka. Następnie zajął się skromną ilością posiłku, a dokładniej raczej wody. Jeść mu się jakoś nie chciało... No dobra... Po co ma się oszukiwać! Zajadał się tymi rarytasami, myśląc o tym, że mnisi mają jeszcze mniej. Zdecydowanie on nie mógłby być mnichem! Co to to nie! Po skończonym i jakże odżywczym posiłku, ułożył swój snopek siana w rogu, by móc sobie wygodnie usiąść, opierając się o ścianę. Starał się przeanalizować informację, a zarazem naszkicować nowe informacje otrzymane na temat klasztoru. W końcu wypada aktualizować swoje źródełko informacji jakim był mały notesik. Oczywiście przy okazji blondyn narzekał sobie na te warunki królewskie. W końcu kto nie marzy o tym by marznąć na jakimś północnym wypizdowiu i nie mieć nawet wygodnego łóżka do snu, czy odpowiedniej ilości pokarmu, aby w pełni się najeść. Z takimi właśnie myślami oraz zastanawiając się nad tym, czemu Bahra poruszył akurat temat rodziny, zasnął snem płytkim. Najpewniej zdołałoby go przebudzić najmniejsze skrzypienie, czy zatrzaśnięcie drzwi. Raczej wygodnym i mocnym snem nie zasypia człowiek ni to pół siedząc ni to pół leżąc. W każdym bądź razie wyspać pewnie się nie wyśpi, a rano zacznie szukać kogoś, kto uda się z nim do archiwum.
Powrót do góry Go down
https://ftpm.forumpolish.com/t366-depozyt-finniana-jerome https://ftpm.forumpolish.com/t350-finnian-jerome https://ftpm.forumpolish.com/t432-o-wszystkim-i-o-niczym-co-sie-finniego-tyczy#4423
Yoshimaru


Yoshimaru


Liczba postów : 31
Dołączył/a : 24/10/2012
Skąd : Księżyc >D

Klasztor Zori - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Klasztor Zori   Klasztor Zori - Page 2 EmptyPon Gru 10 2012, 16:11

Nawiązując do wcześniejszego postu Dona, na którego nie odpisałem, z powodu nieobecności.

Dwie z trzech kul perfekcyjnie zadały obrażenia w boczną stronę jednego z wilków. Został on ranny i potrzebował pomocy, ale czy tylko wyjdzie to na szczęście bohaterów. Pozostałe wilki stały, nic nie robiły, jakby czekając na komendę. Może wcale nie miały złych zamiarów, teraz przez głowę Yoshiego przechodziły różne myśli, w co on ich wplątał. Nikt z pozostałych uczestników zadanie nie zaatakował przeciwnika, zrobił to on sam. Jeżeli teraz wyjdzie, że chybnie, będzie miał poważne kłopoty, a reszta osób nie będzie z tego zadowolona. Może zawsze zostać sam, pozbawiony na własną rękę.

Po chwili z daleka wyłonił się facet biegnący z rękoma uniesionymi ku górze, coś tam krzycząc. Przez pierwsze parę minut, nie można było do końca zdefiniować o co mu chodziło. Zestresowany Yoshimaru dopiero się wkopał, gdy usłyszał jego prawdziwe słowa. Wilki należały prawdopodobnie do klasztoru, a on je zaatakował jak gdyby nigdy nic. Kto normalny spuszcza takie ludo-żerne bestie ze smyczy, przecież to się w głowie nie mieści. Teraz i tak czy siak, wszyscy będą musieli udać się do tego ich mistrza. Czeka nas kara.

- Wiedziałem, że przy moim sposobie praca w grupie nie będzie dobrym wynikiem. Jednak dalej powinienem pozostać samotnikiem i działać na własną rękę. Jeżeli kara nie będzie bardzo surowa, jeszcze przy nich zostanę. Jeżeli nie, będę musiał odejść, nie chcę im torować przejścia do zwycięstwa. Sami zaś pławić się będą w złocie – Myślał, przez całą podróż wiele, można nawet powiedzieć bardzo wiele. Rozmyślał każdą kwestię na temat jego kary oraz o tym co mogą teraz myśleć jego towarzysze. Ich miny nie były bardzo srogie, aż o dziwo, Yoshiemu ulżyło na tą myśl. Działają razem, więc i także razem odpowiadają za to co robią.

Po dłuższym czasie marszu, dotarli w piękne miejsce (przynajmniej widziane z perspektywy młodzieńca). Był nim dziedziniec owego klasztoru, ładnie wykonany i przyozdabiany. Tuż przy wejściu powitał ich gruby mnich z wąsikiem, który zaczął coś gadać pod nosem na temat spotkania z świętobliwym i o karze. Jakby teraz to Yoshiego obchodziło. Zamartwiał się tym w czasie podróży, już mu przeszło. Niech dadzą tą karę, on ją odbędzie i dalej powrócą do pełnienia swojego życia, teraźniejszego – odbywania misji w poszukiwaniu informacji. No i wyłonił się starzec, łysy w szarych szatach, będący założycielem tego klasztoru. Albo przynajmniej jego zastępcą, wybieranym z pokolenia na pokolenie. Czekać było tylko na karę, która nie nastąpiła, a dlaczego…

- A więc zaczyna się – Rzekł cicho na pierwsze słowa mnicha, które same dawały znać, iż chce żądać informacji naszego postępowania oraz toku rozumowania. Samotnik, pewno będzie musiał sam z tego wyjść i wytłumaczyć swoje zachowanie. Za nim jednak zdążył wykrztusić z siebie odrobinkę słowa, głos zabrała Nanaya. Pięknym sformułowaniem opisała całą sytuację od momentu spotkania wilków, aż do teraz. Nic nie trzeba było dodawać, mistrz powinien łyknąć tą gadkę i anulować karę albo przynajmniej zmniejszyć ją.

Potem głos zabrali wszyscy w celu zebrania całego wątku w całość. Jednak Yoshi rzekł trochę inaczej przekręcając słowa innych, albo przynajmniej ich rozumowanie. Oczywiście zrobił to gdy wszyscy już wypowiedzieli się na ten temat.

- Ja także przybyłem w celu zdobycia pewnych informacji. Jestem Yoshimaru, samotny podróżujący pomiędzy wieloma krainami, szukający spokoju i zrozumienia. Przybyłem w skromne progi klasztoru by poznać jego strukturę oraz tradycję. Zamierzam nauczyć się obyczajów obchodzenia się tak wspaniałych osób. Chciałbym również zdobyć pozwolenie o dostęp do waszych zbiorów z bibliotek. Jestem do końca przekonany, że wasza mądrość spłynie na mnie swą kroplą zrozumienia i oświeci. Byłbym dozgonnie wdzięczny. – Chodziło mu praktycznie oto samo, musieli zdobyć jak najwięcej informacji. Ale nie żeby wszystko się powtarzało, każdy miał robić za jakiś posłańców, to chociaż jeden niech się wyróżnia. Może sam nie zacznie wzbudzać takich podejrzeń. Mówił to tak bardzo wierzycielskim głosem jak tylko potrafił. Z jednej strony może i faktycznie chciał się trochę nauczyć o tych ludziach, zawsze był oddany religii, pomimo tego, iż całe życie spędził na lenistwie.


Odnośnie ostatniego postu Dona.

Jak to zawsze wygląda u osób paranoicznie przesiąkniętych wiarą w Boga, zaczęli dawać wykład. [Nawet jak to wygląda teraz w XXI wieku]. Pierwsze poleciały pytania z ust mistrza, potem zaś lekki wykładzik o życiu i tak dalej i tak dalej. Yoshimaru nadal stał cicho tylko nasłuchując i nadal ciesząc się informacją, że nie musi odbyć żadnej kary.

- Jako samotnik nie mam nikogo na kim by mi zależało bardziej niż na sobie, a nawet swoim życiu. Spotkałem wiele osób i nawiązywałem wiele rozmów, lecz nikt nie pozostał mi na tyle bliski, by ufać mu bezgranicznie. Sam zaś tylko błądzę poszukując na zmianę potyczki i nauki. Rodzina dawno zapomniana, gdzieś schowana pod ziemią. – Rzekł cicho ponownie pod nosem. To czy ktoś usłyszał jego słowa czy nie, już go nie obchodziło. Większość i tak to zignoruje i uzna za codzienne przypadki życia podróżnika. Dostaliśmy już pozwolenie na wstęp do biblioteki oraz wszelkich archiwum, teraz pozostało tylko dogłębnie się dokopać i pozostać dłuższy czas.

- Osobiście dziękuję za hojność owego klasztoru, niech Bóg wam w płodach wynagrodzi – Odpowiedział, po czym orientując się w swoim słowach dodał – Albo lepiej i niech nie wynagradza, z faktem, iż dzieci mieć nie możecie. Niech zstąpi na was promyk nadziei oraz zrozumienia ludzi o innych faktach. Bądźcie oświeceni. Zastosujemy się do każdej zasady panującej bezgranicznie od pokoleń w tym świętym miejscu. Pilnować ich będziemy jak własnego oka w głowie.

Opuszczając głowę w dół zrobił krok do tyłu i odszedł na pobliską ławkę na dziedzińcu. Mistrz tam gdzie stała reszta, kończył swoją wypowiedź na temat budynków i jedzenia ; posiłków. Yoshi tylko nasłuchiwał jednym uchem, by coś mu się nie wymsknęło, lecz z drugiej strony był już trochę przybity, że znów będzie spał z tak dużą ilością osób. Nigdy nie wiadomo jacy naprawdę są, mogą nawet przyjść w nocy, zabić ich i ograbić. Mogą także tylko ograbić i pozostawić ich samych, albo złożyć w ofierze swojemu bóstwu. Co innego jeżeli użyją ich jako własnych niewolników, wszystko może się zdarzyć, trzeba być uważnym na każde niebezpieczeństwo. Gdy cała grupa odchodziła, samotnik ruszył za nimi wchodząc do głównego, pięknego budynku. Znowu zaś zachwycił się starą architekturą i zadbaniem tego miejsca, wszystko go fascynowało. To dało się nawet poznać, może zdobędzie u mistrza plusika za swoje czyny. Trzeba w końcu zdobyć u nich zaufanie, pewnego dnia może pozwolą mu nawet porozmawiać dogłębnie o tajnikach tego miejsca.

Dotarli do kolejnego korytarzu ciągnącego się przez całą szerokość pomieszczenia. Znajdowały się tam cele, w których musieli spać. Były ubogie, niezbyt wielkie. Jedynym pocieszeniem było wyposażenie, na każdym bochenek chleba i trochę wody. Przeżyć muszą, chodźmy świat się zawalił, kto nie zrobiłby tego dla bogactwa. Bandaże mu się nie przydadzą, wiele ran nie obniósł, priorytetem było odzyskanie swojej mocy. Albo jak zwał tak zwał, zregenerowanie swoich pokładów, poprzez sen.

- Luksusy owszem to nie są, lecz dla każdego takie miejsce, jest chodź by cząstką waszego starania się i zadbania o innych ludzi. W tym także miejscu widać waszą miłość i pomocność. Bardzo dziękujemy, za to, że staracie się nami zaopiekować. Jesteśmy znowu bardzo wam za wszystko wdzięczni – Tym razem dodał już w pełni oznajmiając całą grupę. Po ukończonym, złożonym zdaniu, udał się siadając na stóg siana. Odbył wnet modlitwę do własnego boga oraz prosząc go o spłynięcie na duszę łaski księżyca. Po godzinie rozmyśleń, położył się całym ciałem, wydłużając kończyny na miękkim sianie. Świeczki nie zamierzał gasić, sama kiedyś się skończy, a tak to w nocy widzieć trochę będzie. Gdy ktoś będzie przechodził, czujnym zawsze można zostać.

- No, trzeba zregenerować swoje siły w celu jutrzejszego poszukiwania informacji. Także niech odnowi się moja magia, w końcu może być bardzo potrzebna, Nikt nigdy nic nie wie, co może przynieść los. Nawet jeżeli chodzi o walkę z samymi mnichami. No to… dobranoc – Rzekł ostatnimi słowami w myślach, po czym zapadł w ciężki sen. Na tyle mocny, by ciężko było go obudzić, lecz sam nie mieć z tym żadnych problemów. Wyczulony na każdy ruch i drobny szmer, leżąc samotnie w własnej celi, oczekiwał jakiegoś zdarzenia. W głębi serca jak można się domyślić tego nie chciał, nikt nie chce nieszczęścia, tym bardziej samotny młodzieniec, poszukujący jedynie wiedzy oraz pieniędzy w celu zdobycia tej wiedzy.
Powrót do góry Go down
Sethor Fiberos




Liczba postów : 289
Dołączył/a : 17/11/2012
Skąd : Poznań

Klasztor Zori - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Klasztor Zori   Klasztor Zori - Page 2 EmptyWto Gru 11 2012, 19:19

Bahra zwrócił się ku Nanayi, porównując wilki do bliskiej rodziny. Seth nikogo bliskiego nigdy nei stracił i nie miał żadnego porównania, aczkolwiek do czego miałby porównać to uczucie? Wilk przecież żył i miał się dobrze. A zresztą, to był tylko wilk a nie człowiek. Seth był na tyle aemfatyczny (chyba żem neologizm stworzył), że nie mógł znaleźć podobieństw między śmiercią kogoś z najbliższej rodziny, a zranieniem wilka, który to nastraszył zmęczonych podróżnych.
-Ktoś dla kogo żyję? Przykro mi, w tym momencie nie mam nikogo takiego- odpowiedział dość cicho, spuszczając głowę. Z całych sił próbował wyobrazić sobie uczucie, jakiego mógł doznać ten mnich od wilków, jak mu tam było? Nie mógł sobie nawet przypomnieć imienia, ale pamiętał doskonale jego ekspresyjne zachowanie. Seth nie skupiał się zbytnio na tym, co mówił dalej Bahra, raczej próbował odnaleźć w sobie uczucia, zakopane gdzieś głęboko w jego wnętrzu. Gdy usłyszał słowo „ukłonić”, wrócił do żywych i wysuchał już wszystkiego co powiedział przełożony klasztoru.
-Nie można wychodzić po zmroku? To taka tradycja, czy może środek bezpieczeństwa?- zapytał uczciwie, bez cienia ironii. Już wiedział, co będzie robić, gdy nastanie ciemność, choć nie wiedział, czy mu się to opłaci. Pewnie wszystkie miejsca będą obstawione, jakby pilnowali jakiegoś sekretu o swoim świętym miejscu. Taka zasada wydawała się magowi absurdalna do czasu, gdy nie okaże się, że została ona stworzona wyłącznie aby odciągnąć ich od uzyskania informacji. Zleceniodawca mówił, że nie będzie to łatwe zadanie i nikomu przed nimi nie udało się wycyganić informacji od tych mnichów, ba, nawet nie wrócili z tego klasztoru. Posiłki- osobno mnisi, osobno oni. Pewnie Bahra nie chciał wzbudzać zazdrości wśród mnichów, gdy oni otrzymają jakieś regionalne rarytasy, a oni suchy chleb i wodę. Sethor zaśmiał się w myślach. Wiedział, że ich czeka coś podobnego, ale pocieszał sam siebie w duchu. Przewaga maga polegała głównie na tym, że Seth dłuższy czas bez uszczerbku na zdrowiu mógł przebywać w mroźnych pomieszczeniach itp. Gdy zostali rozdzieleni do pokojów, mag z Lamia Scale obadał wnętrze swej klitki.
-Nawet sera nie poskąpili, a to ci heca- uśmiechnął się, uzmysławiając jak bardzo był w błędzie. Sianko wyglądało na wygodne jeśli ktoś nie ma kręgosłupa, świeczka zapewniała stały, acz chwiejny dostęp do światła. Seth nigdy nie był niejadkiem, nie wybrzydza, więc i tym razem przyjął swój posiłek z zadowoleniem. Chwilę się pomodlił, sam do siebie powiedział „Itadakimasu” i zabrał się do konsumpcji. Nie był w ogóle śpiący, więc postanowił przystawić ucho do drzwi, może akurat ktoś przechodził. Następnie, ułożył najwygodniej jak mógł swoje posłanie i legł na nim jak długi. Rozmyślał o planie działania. Nie mieli zbyt dużo czasu, a póki co nie mieli żadnych informacji. Okienko, które było jedynym połączeniem ze światem zewnętrznym, było małym, zakratowanym otworem, który dostarczał Sethowi informacji o stanie pogody i przybliżonej porze dnia, czy też nocy.
-Czyż śnieg nie jest piękny?- rzucił sam do siebie, wzdychając do okienka. Postanowił nie narażać się pierwszej nocy na jakiś lincz, czy cokolwiek innego. Chciał jedynie posłuchać odgłosów natury, szalejącej od co najmniej dwóch dni na Północnych Terytoriach.
Powrót do góry Go down
https://ftpm.forumpolish.com/t364-lokata-sethora https://ftpm.forumpolish.com/t356-sethor-fiberos https://ftpm.forumpolish.com/t678-sethor-i-jego-pierdolki
Sponsored content





Klasztor Zori - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Klasztor Zori   Klasztor Zori - Page 2 Empty

Powrót do góry Go down
 
Klasztor Zori
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 2 z 15Idź do strony : Previous  1, 2, 3 ... 8 ... 15  Next
 Similar topics
-
» Klasztor Ixe

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: 
Off-top
 :: Archiwum :: ARCHIWUM ŚWIATA :: 
Tereny północne
 :: Północne Pustkowia
-




Reklama
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
BlackButlerVampire KnightSnMHogwartDreamDragonstKról LewDeathly Hallowswww.zmiennoksztaltni.wxv.plRainbow RPGEclipseRe:Startover-undertaleBleach OtherWorldThe Original DiariesFort Florence
Layout autorstwa Frederici.
Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.